sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 1.

                                         Rozdział 1

- Babciu, babciu. Miałam dziwny sen. Był w nim mężczyzna. Patrzył się na mnie smutnym wzrokiem. Coś od mnie chciał. Babuniu, jak myślisz, czy on przyjdzie tutaj do nas ? A może to był jakiś znajomy rodziców ? Ale czemu mi się śnił ?
Wszystkie pytania były zadawane przez małą dziewczynkę, przez mnie. Byłam wówczas sześciolatką, nie rozumiałam świata. Popełniałam błąd za błędem. Liczyła się dla mnie tylko dobra zabawa i spotkanie z koleżankami w przedszkolu, potem szkole, na przyjęciach urodzinowych. Moje sny wówczas uważałam za urojenia. Zawsze chciałam mieć swojego księcia z bajki. W moim życiu był jeden taki - Caleb. Poznaliśmy się w przedszkolu, od tamtej chwili byliśmy nierozłączni. Nie wiedziałam czy w przyszłości nasze drogi się rozejdą. Nie myślałam nad przyszłością, cieszyłam się jedynie teraźniejszością. Jednak mężczyzna ze snów przerażał mnie wtedy. Byłam mała a on mógł mieć ze dwadzieścia lat. Bałam się powiedzieć o tym rodzicom. Oni mnie nie rozumieli. Już widziałam jak prowadzili by mnie do psychologa. A dziewczynka w takim wieku nie mogła być nienormalna. A może mogła ?
- Słońce, sny czasem zwiastują przyjście, pojawienie się w Twoim świecie. Ale jeżeli stwierdziłaś, że mężczyzna jest dorosły to nie przejmuj się. Nie zjawi się w Twoim świecie przed długie lata. Ciesz się młodością którą masz cukiereczku.
Powiedziała babka i pocałowała mnie w czoło. Kochałam babcię najmocniej. Ona jedyna mnie rozumiała, zawsze znalazła jakieś rozwiązanie na to co jej powiem. Rodzice tacy nie byli. Jakby wcale oni nie byli moimi rodzicami. Jednak co tam mogła wiedzieć sześciolatka.

                                                                         ~*~


Z nieprzyjemnego snu wybudził mnie hałas dobiegający z mojego pokoju. Od razu zerwałam się na równe nogi. Mój wzrok wodził dookoła całego pomieszczenia. Jak na majowa noc było strasznie zimno. Złapałam więc za różowy szlafrok i szybko go na siebie założyłam. Nagle usłyszałam kolejny huk. Pochodził on ze strony okna. Na chwilę zamarłam, nie wiedziałam czy zaryzykować i podejść czy najzwyczajniej w życiu to zignorować. Zdecydowałam się na druga opcję. ciekawość była silniejsza niż strach. Wolnym i pewnym siebie krokiem podeszłam do okna. To co potem zobaczyłam zaszokowało mnie. Na dole, pod moim oknem stał Caleb, w dłoni trzymał do połowy pustą butelkę z piwem. Nie wyglądał na trzeźwego człowieka, nie w moich oczach.

- Słodka Sydney ! Moja jedyna miłości, chodź no tutaj na dół ! - Jego głos był na tyle głośny aby obudzić wszystkich sąsiadów w okolicy. 
- Caleb ? Co Ty tutaj robisz o tej godzinie ? Chcesz obudzić sąsiadów i moich rodziców ? - Moje słowa były stanowcze. Nie wiedziałam czemu akurat ja, biorąc pod uwagę naszą wczorajsza sprzeczkę.
Patrząc na niego w tej chwili czułam lekki wstręt. Właśnie przez alkohol straciłam poprzedniego chłopaka, Josha. Nie chciałam stracić również Caleba. W pewnej chwili chciałam się wycofać i zasnąć, jak gdyby nic się nie wydarzyło, jednak nie mogłam go tutaj samego zostawić. Odzywała się moja natura ciągłej dobroci. 
- Sydney, proszę nie idź ! Musimy porozmawiać. - Jego ton głosu się zmienił. Jakby cały alkohol odparował z jego organizmu.
Wpuściłam go do domu, chodź ostrzegłam przed zachowaniem ciszy o tej godzinie. Nie chciałam aby rodzice dowiedzieli się, że on tutaj jest. Nie chciałam się im z tego wszystkiego tłumaczyć. Nic jednak nie miało się wydarzyć tej nocy. Tylko rozmowa, nic więcej.
Gdy tylko znalazł się w moim pokoju od razu wskazałam ręką kanapę, nie chciałam aby pomyślał sobie zbyt wiele. Sama usiadłam nieopodal niego, dzieliły nas tylko trzy brązowe poduszki. Moje brwi momentalnie uniosły się wysoko do góry dając mu tym znak aby zaczął mówić to co ciążyło mu na sercu.
- Wczorajszego dnia naskoczyłem na Ciebie z byle powodu, naprawdę źle mi z tym. Czy po prostu nie możemy o tym zapomnieć ? Jak gdyby nic się nie wydarzyło ?
Nie dając mi dojść do słowa, rzucił się w moja stronę z rękoma. Nie chciał jednak pójść o krok dalej, Caleb jedynie się do mnie przytulił. Wyglądał słodko, jak małe dziecko. Miałam mu wybaczyć wczorajsza kłótnię. Miałam nadzieję, że więcej nie będzie mnie podejrzewał o zdradę. Jednak to ja mogłam teraz zrobić. Mój nos był naprawdę dobry, nigdy nie miałam problemu z rozpoznaniem różnych zapachów. Odsunęłam się od niego natychmiast. Skulona w drugim końcu kanapy patrzyłam się na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Czy Ty.. Czemu masz na sobie perfumy Cassie ?
To był mój wróg numer jeden. Dzień w dzień w szkole sobie nawzajem uprzykrzałyśmy życie. Cassie była blondynką o intensywnie niebieskich oczach. Była przewodniczącą cheerleaderek. Ja za to byłam przewodnicząca szkoły i prowadziłam kółko aktorskie. Między nami toczyła się odwieczna wojna. Znałam wszystkie najmniejsze sekrety dziewczyny. Wiedziałam jaki nosi rozmiar butów, gdzie mieszka jak i jakich perfum używa. To był ten zapach.
Caleb najwidoczniej nie umiał mi tego wytłumaczyć. Jedynie coś tam mamrotał pod nosem. Nie chciałam go więcej widzieć. Nie mogłam tego zrozumieć, nie mogłam przyjąć do wiadomości. Wiedziałam jednak jedno. Nie ma miejsca dla niego ani w moim sercu ani w moim życiu.
- Idź stąd i już nigdy nie wracaj !
Krzyknęłam ze łzami w oczach. Nie minęła nawet minutka a chłopak zniknął z mojego pokoju. Ona znów wygrała. Znów mnie skrzywdziła, tym razem wykorzystując Caleba. Teraz miałam już jedynie moje dziwaczne sny. Może one podniosą mnie na duchu, albo babcia. Jednak nie chciałam budzić staruszki o tej godzinie. Z samego rana postanowię z nią porozmawiać.
Złapałam za poduszkę i położyłam się na łóżku. Patrzyłam przed siebie pustym wzrokiem a z moich oczy płynęła łza za łzą. Mój świat lęgnął w gruzach. Człowiek, z którym wiązałam moją przyszłość mnie zdradził. Najlepsze było jednak wczoraj, kiedy to on był święcie przekonany, że to ja zdradziłam jego. Nie była to prawda. Jednak kolejna plotka Cassie aby mnie skompromitować. Nie mogłam pokazać po sobie, że się poddałam. To nie byłam ja. Zawsze wiedziałam czego chce od życia i po prostu tego dostawałam, chodź nie pochodziłam z bogatego domu. 
Wytarłam swoje mokre policzki rękawem szlafroku. Nie zdejmując go nawet, wpełzłam pod kołdrę. Zamknęłam zmęczone oczy i niewyobrażalnie szybko zasnęłam.
Jednak tam nie mogłam znaleźć ukojenia. W moich snach znów pojawiła się twarz zmęczonego, przerażonego i bardzo smutnego mężczyzny. Można powiedzieć, że płakał razem ze mną.


piątek, 24 sierpnia 2012

Prolog.

                                                                      Prolog.   


Koszmary w ostatnim tygodniu się nasiliły. W moich snach co rusz ukazywała się twarz. Twarz mężczyzny z namalowanym przerażaniem. Nie umiałam mu pomóc. Nie znajdował się w zasięgu ręki. Czyżby był tylko wytworem mojej chorej wyobraźni ? A może to ja stanowiłam problem ? Nie znałam dobrego wytłumaczenia na to co się działo. Mogłam jedynie rozmyślać, zastanawiać się, dopuszczać do siebie pewne fakty. Fakty, które i tak się nie sprawdzały. Byłam inna i dobrze o tym wiedziałam. Chciałam zostać wraz ze swoją nienormalnością sam na sam. Wznieść się niczym liść na wietrze i już nigdy nie upaść. To były jednak moje marzenia, które się nie sprawdzały. Noc w noc miałam jeden sen. Sen, który mógł zmienić wszystko. A ja miałam obowiązek stawić temu czoła. To było moje przeznaczenie, z którym się pogodziłam. W głębi duszy wiedziałam, że wiele w przyszłości wycierpię. To jednak nie zniechęcało mnie a wręcz motywowało do dalszych działań. Bądź co bądź nigdy nie spotkałam mężczyzny ze snów chodź bardzo tego pragnęłam. Pragnęłam mieć to za sobą i żyć spokojnie wraz ze swoją rodziną. Nie wiedziałam jednak wtedy jednego, iż moje życie zmieni się na zawsze, że nic nie będzie takie samo. Dom, rodzina, przyjaciele a nawet ja sama. Dziewczyna z Wildwood, miała dar, którego nikomu nie mogła zdradzić. Inaczej jedna osoba z miasteczka ginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Czy to był dar ? Czy to była klątwa ? Nie wiedziałam tego jeszcze. Dopiero odnajdywałam siebie w tej całej historii. Babka Matylda była mi niezwykle przy tym pomocna. Była prorocznią, która pomagała mi w rozwiązywaniu nowych spraw. Dawała mi odrobinę światła w najciemniejszych chwilach, podnosiła na duchu i zawsze wyciągała do mnie pomocną dłoń. Tak jak ja miała zadanie do wykonania. Nie mogłam tego powiedzieć jednak o matce. Kobieta, która za nią się uważała liczyła tylko pieniądze zastanawiając się czy starczy nam na życie w następnym miesiącu. Ciągła praca nie pozwalała jej ze mną porozmawiać dłużej niż pięć minut. Ojca nie było z kolei całymi dniami, prowadził własną firmę, która i tak stała na skraju bankructwa. Czyżby oni mieli jakieś zadanie w tej historii ? Czas pokaże. Wszystko może się wydarzyć w najmniej oczekiwanym momencie.